niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 6



-Grałaś sama. Często nocami. Jeśli to nie jest złamanie tej obietnicy to co nią jest? –O cholera jasna. -Zacząłem inaczej na ciebie patrzeć. Widzisz…do tej pory myślałem że gdy specjalnie nie trafiałaś w piłkę lub kopałaś na oślep na twojej twarzy malowała się bezsilność, bo jak myślałem nie umiałaś grać. Ale dopiero teraz zrozumiałem, że  bardzo byś chciała grać jak kiedyś. Dając całą siebie w grę. bezsilność, bo nie mogłaś nic zrobić by to zmienić. Nie mogłabyś  znów zacząć grać dla Matta? Sama wiesz, że nie pochwalałby Twojego zachowania. Niczego co do tej pory zrobiłaś. Jak się zmieniłaś. Jak udajesz dzień w dzień. Ja sam gram dla mojej siostry. Zawsze myślę o niej gdy gram. Zawsze gdy ko..

-Zauważyłam. – i momentalnie popatrzył na mnie przerażony.Znowu- chodzę na każdy mecz. Pewnie nawet nie wiedziałeś.- prychnęłam zakładając obie ręce pod piersi- zawszę patrzę na zawodników. Wszyscy mają poważne miny. Skupiając się na grze. Ale nie ty. Ty zawsze masz uśmiech, gdy tylko wejdziesz na boisko i dostaniesz piłkę. Nawet na treningach. Przez cały czas masz uśmiech na ustach. – I znów niedowierzenie malowało się na jego twarzy. –Wiesz chyba jeszcze nigdy nie widziałam Cię z taką miną. A przez te dwa dni przynajmniej  za cztery razy się już uzbierało.

-Ty mnie obserwowałaś? Gdy grałem? Na naszych meczach? Ty byłaś na meczach? Na treningach?! Nigdy Cię nie widz…– Z jego ust leciał potok słów . Przerwałam mu. Mam tego dość. Muszę to jak najszybciej zakończyć i pójść do  domu.

-Och zamknij się. Tak byłam. Na wszystkich. –powiedziałam zbulwersowana – nie rozumiem tylko czemu chcesz abym wróciła to sportu.  To dla mnie już przeszłość. A ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.

-A ty powinnaś wiedzieć, że nigdy się nie poddaje. Wiesz jaki  jestem. Zobaczysz w końcu wyjdzie na moje.

Po tej krótkiej wymianie zdań zapadła krępująca cisz. Nikt z nas jak przypuszczam nie wiedział co powiedzieć.

Ja-patrząca wszędzie do okoła tylko nie na Krisa, a on? On patrzył właśnie na mnie. A skąd to wiem? Lata praktyki. To moje wyczucie. Zawsze wiedziałam gdzie kto patrzy. Mam takie od zawsze. A i czułam jak wywierca w mojej twarzy dziurę swoim spojrzeniem tych niebieskich tęczówek. Nie dość. Stop. No, ale co teraz? Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy, dlaczego nadal oboje tutaj czekamy? Właśnie, na co czekamy?  Kurde i co by tu teraz..

-no wiesz ja chciełbymm.. no ..- noi zaczął  się jąkać. –no..nie ważne. –Kurwa. Wnerwia mnie i to bardzo To nie ten Kris, którego znam. Co robić? Co robić?

-Jak zacząłeś to skończ. –Powiedziałam głosem nie  znoszącym sprzeciwu.

Najpierw popatrzył na mnie ze zdziwieniem. A potem wziął głęboki wdech, tak jakby chciał nabrać odwagi a nie powietrza. Wyprostował się.

-Chcę Cię zobaczyć w akcji.- Co? Jakiej akcji? Boże jaki on zboczony! Ja pierdole! Tylko jedno mu w głowie.  Nie, czekaj a może chodziło mu o piłkę. No jasne że tak! O matko o czym ja myslę?! Mentalnie dałam sobie otwartą ręką w twarz. JA i on? O matko to niedorzeczne. I w ogóle o czym ja myślę?!

On widząc mnie zamyśloną i zakłopotaną  zaczął gadać.

-Nie o taką akcje mi chodziło.. Chodziło mi Noo.. o akcje na boisku.. Ty z piłką.. Chciałem zobaczyc. – ostatnie słowa powiedział tak cicho i z pewnością nie chciał abym Usłyszała, ale usłyszałam. – choć nie ukrywam że chciałbym cie zobaczyć w akcji. – kokieteryjnie poruszał brwiami a ja popatrzyłam na niego spod Łeba i zmieniłam temat.

-Ty? Kris Thompson? Kapitan szkolnej drużyny piłkarskiej. Najlepszy gracz?! –Popatrzyłam w jego twarz i co zobaczyłam? Zobaczłam jak Ten Kris rumieni się na słowa, które przed sekundą wypowiedziałam. Kontynuowałam -Niezawodny gracz? Najlepszy z najlepszych w całej szkole? Chcę zobaczyć jak ja Alex Morgan dość dobra uczennica łamaga na boisku, nie umiejąca nawet trafić w piłkę, celująca na oślep, gra tutaj na tym boisku i to ze znienawidzonym od kilku lat Chłopakiem, przez którego mało, co niepopełni..-nie dane było mi dokończyć mojej wypowiedzi bo ON musiał mi przerwać.

-Tak Ja kris bla bla bal  chcę zagrać z Tobą. Chcę się upewnić, że to na pewno ty.

Dupek. Dość się naczytał mojego pamiętnik to jeszcze chce dowodów. Kurwa a jeśli ja nie chcę? Co w tedy powie?

-A co powiesz ..- w tym Momocie udałam zamyśloną i potarłam kciukiem brodę, po prostu aktorska gra – na Nie? Uwierz mi nie chcesz ze mną grać.- powiedziałam pewna swych słów.

-Nie uwierzę póki nie zobaczę.

-Nie ma mowy. Nie będę z Tobą grać.- Nie. Nie.  Nie. To nie tak miało być. Ja miałam tu przyjść  żeby go namówić do siedzenia cicho i nie wyjawienia mojej tajemnicy. A on chcę grać. Alex szukaj ratunko bo zaraz nie będziesz już miała wyjścia. Szybko.

-Będziesz. Chcę zobaczyć jak trafiasz piłka w poprzeczkę w ramach ćwiczenia celności. Jakoś nie wyglądasz mi na sportsmenkę. Choć czytałem Twój pamiętnik to może być jedna wielka bujda. A potem ty będziesz się ze mnie nabijałam, jaki do jestem łatwo wierny.

Niech Go cholera trafi. Jak to nie wyglądam na sportsmenkę. Tyle lat trenowałam i co. Mój honor, moja duma na tym ucierpi. Oo. Odezwało się moje drugie ja. Cholera. Ja z piłką nie ma bata. Czekaj wróć. Piłka. Nie mamy piłki. Yea. Nie m gry bez piłki. Ha. Mam Cię.

-Wiesz bardzo chciałabym z Tobą zagrać i skopać i za przeproszeniem dupę, ale jak widzisz nie mamy piłki. A trudno pokazać, na co mnie tak naprawdę stać bez piłki. – Patrzył na mnie zaskoczony. Pewnie nie spodziewał się takich słów. Ale to by było na tyle. Mam go. Nie ma piłki nie ma gry. A chyba nie będzie się wracał po piłkę. Jest przed 16 a za jakieś 2-3 godziny zacznie się ściemniać więc nie ma szans żeby się wracał po piłkę do domu. Bo będzie już ciemno, gdy wróci a po za tym uciekłabym od razu, gdy zniknąłby za drzewami. Więc nie ma wyjścia. Wygrałam.

Obróciłam się na pięcie i podnosząc z ziemi mój czarny plecak zarzuciłam go na oba ramiona, zaczęłam się oddalać, ale chciałam jeszcze zobaczyć jego minę, rzuciłam mu ostatnie spojrzenie spodziewając się sama nie wiem smutnej miny? Złości? Miny przegranego? Ale to, co zobaczyłam zaskoczyło mnie. Patrzył na mnie uśmiechnięty pokazując te jego białe zęby. Szczęśliwy. Zadowolony. Mina wygranej a nieprzegranej. Co jest?!  Zrobił coś, czego się nie spodziewałam. A mianowicie ściągnął plecak, którego jak na ironię nie zauważyłam. Widząc wybrzuszenie na plecaku zamarłam. Nie. Tam może być tylko jedna rzecz.  Odsunął plecak a moim oczom ukazała się piłka. Piłka, jaką kiedyś grałam na zawodach. KURWA! Skąd on ma tą piłkę. Przecież już ich nie sprzedają i można je bardzooo rzadko spotkać w sklepach sportowych. Bo nie wiem nie wyprzedali wszystkich? Patrzyłam na tą piłkę z szeroko otwartymi oczami a moje wargi mimo woli uchyliły się odrobinę.

A Kris? Kris patrzył na mnie z satysfakcją. A wygrana wmalowana na jego twarzy aż mnie przerażała.  Teraz to się dopiero wkopałam. Mam przechlapane! I jak teraz z tego wybrnąć?

-Skąd? Ty..?   Nie, nie, nie ma mowy. Nie.- Niech to.

-Alex.- Powiedział moje imię. Jejku. Nie mogę. – Wiesz teraz już chyba nie masz wyjścia.

-Mam wyjście. Nie muszę grać. Wiesz o tym.

-Cóż przed chwilą sam przyznałaś, że z wieeelką chęcią byś ze Mną zagrała, ale nie mamy piłki. A tak się składa, że zawszę ją noszę w plecaku. Ale ty chyba o tym nie wiedziałaś. Mam rację?– Teraz to mnie dopiero wkurwił. Skąd do licha miałam wiedzieć, że nagle sobie wyczaruje tą piłkę z plecaka. No w sumie mogłam się wcześniej skapnąć, że ma plecak na plecach, ale nie wiem czarny Plecak a on ma czarna bluzę i jakoś tak nie zauważyłam.  Zaraz Zabiję się za swoją głupotę. Co robić?

A może? Nieeee. A może jednak? Tylko chwilę. Zaraz zacznie się ciemnić i szybko zniknę. No i teraz została kwestia jak mam mu do kurwa powiedzieć? Dobra wdech, wydech, wdech i mówisz! Nie to do mnie nie podobne. Ach!

-Zgoda.- Powiedziałam to chyba z prędkością światła.

-C-oo? –Zająknął się. Yea. Ja Alex Morgan Sprawiłam, że Ten tutaj Kris Thompson dziś: zarumienił się, zakłopotał na moje słowa, był szczęśliwy jak jeszcze nigdy go nie widziałam, no i to chyba tyle. Ale to i tak niesamowite. Nigdy nie przypuszczała, że go jeszcze kiedyś takiego zobaczę.

- Zgoda. Zagram z Tobą. Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz. Obiecaj.

Popatrzył na mnie tymi niebieskimi oczyma. Jak ocean. Chwilę zapatrzyłam się w jego oczy. Ups. Alex ogarnij się. Pamiętaj, kim on jest.

-Obiecuje, że nikt się nie dowie. Obiecuje, że nikomu nie wygadam. Chyba, że ty się zgodzisz. –Ten błysk w oku i zadziorny uśmieszek, które kiedyś tak uwielbiałam sprawiły, że poczułam, iż mogę mu zaufać, ten jeden raz.

-Wierzę Ci. Ten jeden raz Ci zaufam. Ale jeśli nadużyjesz mojego zaufania to naprawdę nie zobaczysz już tamtej mnie.  Nikt, powtarzam nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nigdy.– Pierwszy raz od dnia, w którym z nowo poznanego kolegi stał się wrogiem rozmawiałam z nim tak normalnie? Zwyczajnie? Bez wrzasków. Te kilka sekund przypieczętowały wszystko. Jeśli komuś wygada to będzie koniec. Nigdy już mu nie zaufam. Już raz go nadużył. Pewnie sam o tym nie wie. Ale w tedy on był pierwszą osobą, której zaczęłam ufać po śmierci Matta. Myślałam, że się zaprzyjaźnimy. Że wraz z rozpoczęciem roku będzie coraz lepiej. Zapozna mnie ze swoimi kumplami, koleżankami. Dziwnie w tedy rozmyślałam o tym żeby mu powiedzieć. Powiedzieć o tym, kim jestem.

Był początek lata, gdy się tu przeprowadziłam i na początku lipca zakolegowałam się z nim.  Ale gdy prawie lato dobiegło końca chciałam mu powiedzieć poszłam do jego domu a on po prostu zaczął mnie wyzywać. A ja chciałam mu w tedy powiedzieć. Teraz w pewnym sensie rozumiem, dlaczego tak postąpił. Wyładował na mnie swoją złość. Gdy dowiedziałam się że chodzimy razem do szkoły on tak jak by mnie nie rozpoznał. Nie pamiętał mnie. Na lekcji podał mi rękę i się przedstawił. Do tej pory nie mam pojęcia czy on to zrobił specjalnie i udawał, że się nie znamy czy po prostu mnie nie poznał. Chciałam mu podać rękę, ale nie potrafiłam. Z każdym się zapoznałam, ale nie z nim. Nie podałam mu ręki. I z tym właśnie momencie zaczęły się nasze kłótnie.

Poznałam go na chodniku. Spytałam się go gdzie jest jakiś najbliższy sklep. Zaprowadził mnie. Pogadaliśmy chwile. Zaproponował oprowadzenie po tym miasteczku. Tak naprawdę zaczęła się moja znajomość z nim. Spotkaliśmy się parę razy. Było w nim coś takiego, że chciałam mu zaufać. Sam to zniszczył. On. Nie ja. Ale on tego wszystkiego nie pamięta. A wiec tak jak on zaczem grać, udawać. Nie znałam go. Wymazałam te wszystkie spotkania w wakacje trzy lata temu. Jego uśmiech. Błyszczące oczy. Te błękitne szczęśliwe oczy.

Dość. Alex obiecałaś sobie, że już nigdy się na to nie nabierzesz. Obiecałaś sobie. Będę twarda.

-Alex?- Usłyszałam łagodny, niski głos Krisa. -Alex? – Teraz już bardziej zniecierpliwiony.

Potrząsnęłam głowa chcę się pozbyć tych wspomnień, które chodzą mi teraz po głowie.


-Dobra zaczynamy. Podaj piłkę.- Podniosłam lewą rękę i pokazałam ręką, aby się pospieszył. A on zawiesił wzrok na mojej ręce.  Podążyłam za jego wzrokiem. No tak opaska. Moja stara opaska na rękę.„ Forever” hmm chyba jednak nie na zawsze..

-*-*-*-*-*-*-*-*-


Przepraszam, że nie dodałam wcześniej ale najzwyczajniej w świcie zapomniałam. Właśnie mam już napisane i zapisane w Wordzie 2 rozdziały a trzeci właśnie piczę. no czyli nawiasem mówiąc. W tym tygodniu dodam 3 rozdziały. albo dwa. zawsze wolę mieć jeden na zapas. :) 

Alex


ps. jak się podobało? 
Napiszcie co wam się podoba a co nie. chciałabym znać wasze zdanie. :D


W następnym rozdziale:
Czy Kris zmieni zdanie o Alex?
I czy Alex pokaże Krisowi na co naprawdę ją stać? 

3 komentarze:

  1. Rozdział naprawdę boski. Nie mogę się doczekać następnego. Dodaj szybko

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdział. czekam na następny. Kocham to opowiadanie. Jesteś boska. Normalnie kocham cię za to, że piszesz.~Sophie

    OdpowiedzUsuń